Dla wielu z nas pierwsza wizyta u ginekologa to było coś okropnego. Wspominamy jak lekarz kazał nam się rozebrać, a potem nie przychodził przez pół godziny. Innym pierwsza wizyta kojarzy z bólem i cierpieniem.
Te chwile są dla wielu kobiet koszmarem. O tym, że od wielu lat to się nie zmienia, przekonały nas ostatnio wyniki badań przeprowadzonych przez dziennikarki jednej gazety, które odbyły wizytę u dziesięciorga ginekologów. Wyniki są szokujące: tylko jeden z lekarzy chciał wysłuchać pacjentkę i poświęcił jej odpowiednią ilość czasu. U innych wizyta trwała parę minut i przypominała próbę bicia rekordu. Oczekiwanie półnago na lekarza, szybkie badanie na fotelu ginekologicznym, przepisanie odpowiednich tabletek i już „następna, proszę”. Jest to koszmar, który sam w sobie nie trwa zbyt długo, ale na zawsze pozostawia nam nieprzyjemne wrażenia.
„Czuję się zupełnie jak przedmiot”, „Boję się tych wszystkich narzędzi”, „Traktują mnie jak wielki kawał mięsa” to tylko niektóre z odczuć, jakie pozostawia w pamięci kobiety wizyta u ginekologa. Wielu lekarzy nie stara się nawet nam tego ułatwić. Nie pada ani jedno słowo wyjaśnienia, ginekolog tylko sięga po kolejne groźnie wyglądające narzędzia, a kobieta bez słowa musi tkwić z szeroko rozłożonymi nogami na fotelu ginekologicznym.
A przecież narządy płciowe nie są jakąś tam zwyczajną częścią ciała. Jest to sfera bardzo wrażliwa, powiązana z odczuciami, intymnością i kobiecością. Dobry lekarz powinien zdawać sobie sprawę jaką trudność sprawia kobiecie udostępnienie tej najintymniejszej strefy ciała i postępować z odpowiednią subtelnością.